przez Svensson » 13 Paź 2011, 19:45
Mi się podobało. Śmiesznie było, wesoło. Ale może od początku.
Byłem zatrudniony przez T&S przez okres 3 miesięcy. Szczerze mówiąc nie mogłem narzekać na kasę. 1000 euro po wszystkich odliczeniach (ubezpieczenie, mieszkanie) piechotą nie chodzi. Ale, tak mi się wydaje, chyba byłem wyjątkiem na całym campingu (camping - około 300 osób). Bo jak to jest możliwe, że osoba, z którą pracowałem w jednej firmie, na tych samych zmianach i z tą samą stawką zarabiała połowę tego co ja? Jak to się stało, że kilka innych osób w ogóle nie dostawało pieniędzy za swoją pracę. A jeszcze lepiej - niektórzy mieli na Solarisie podaną kwotę do zapłaty. Jakim cudem kilku znajomych mieli podany dodatek za nadgodziny w wysokości 0,01 Euro? Jakoś nie potrafię do końca tego zrozumieć.
Moim sposobem na to żeby nie mieć problemów na Droomgaard było udawanie, że bardzo się szanuje managerów campingu (nazwijmy ich "Ogry". Ja ich tak nazwałem ze względu na podobieństwo do filmowego Shreka) i swoich opiekunów. Wtedy było najłatwiej na jakiekolwiek przywileje.
CO do Ogrów. Doszły mnie słuchy, że jeden z nich został w swoim biurze pocięty stłuczoną butelką po twarzy. Ja osobiście chciałem zrobić to samo. Chcecie wiedzieć dlaczego? Pewnego pięknego dnia przechodziłem niedaleko biura i chciałem zobaczyć plan na następny dzień. W tym właśnie momencie jeden z nich dzwonił do biura do Waalwijk i żalił się, że nie dali mu urlopu wtedy, kiedy chciał. A oto autentyczny tekst rozmowy, który do teraz mi się śni po nocach: "I want holiday, but you don't take me holiday. Why?.... I need holiday fast.,.... He have ( Przemek - kimkolwiek on jest) and I dont have.... . I have not time for it... . Cała rozmowa była połączona z niezwykłym dukaniem, wieloma przerywnikami (yyyyyyyy, aaaaaaaaaa,), brakiem jakichkolwiek zasad języka angielskiego ; wszystko w jednym Present Simple. Oczywiście niczego nie załatwił. Babka w biurze chyba nawet nie wiedziała o czym on mówi. Lepiej by było gdyby mówił do niej po Polsku. Wtedy to właśnie zacząłem szukać jakiejś szklanej butelki i skrócić jego cierpienia. Na szczęście skończył rozmowę (jakby coś przeczuwał). Później była z niego pompa na całym campingu.Podziwiam jednak Ogrów za ich samokrytykę. Wiedzieli, że nie nadają się na stanowisko managerów i szukali sobie innej pracy. Można ich spotkać co tydzień w Agencjach pracy w Waalwijku (Olimpia, Manpower) szukających okazji. Kiedy nauczą się chociażby angielskiego, to może coś znajdą.
Może coś o samym campingu. Daleko od miasta, nuda, nic się nie dzieje. Czasami nie chciało się patrzeć na te tandetne domki. Ja miałem na to bardzo dobry sposób. Wystarczyło przejść się do pobliskiego Waalwijku i popracować chwilkę "na czarno". Mi się udało znaleść tam pracę w pierwszym miesiącu pobytu. 3 godziny pracy w sobotę na czarno za 20 euro. Stawka godzinowa lepsza niż przez T&S. Miałem później już kilka kontaktów i po pracy chodziłem do Waalwijk i zarabiałem (kilka godzin w tygodniu - tak po prostu). Muszę jednak opowiedzieć o sytuacji rodem z T&S. Mój znajomy miał wolne w pracy. Miał czekać, aż któryś z Ogrów zadzwoni do niego i powie mu że jest dla niego praca i ma się szykować. I oto nadejszla ta wiekopomna chwila. Dostał telefon, że ma jechać do Waalwijku na rozładunek. Pojechał. Na miejscu wszyscy w szoku, bo nikt nie wiedział, że ktoś dodatkowy ma przyjechać. Ale jak już jest, to niech pracuje. Kiedy po godzinie skończyli pracę... - tak... dobrze mówię... po godzinie, rozpoczęliśmy kalkulację jego dziennego zarobku. 8,60 euro/h. W sumie stawka może być. Ale... Po odliczeniach (domek, ubezpieczenie i inne) wychodziło około 5 euro na rękę. No niech będzie już to 5 euro - też pieniądz. Hola, hola, a nie zapomnieliśmy o czymś? T&S odciąga przecież za transport do pracy. Nawet jeśli miejsce pracy znajduje się 5 minut jazdy od campingu. A transport zorganizowanym przez T&S jest obowiązkowy. Koszt 3,95 euro. Czyli kolego byłeś na czysto około 1,05 euro. Biorąc pod uwagę, że musiał wyjechać 30 minut przed czasem a wrócił 30 minut po zakończeniu pracy do domku, to wyszło mu 1,05 euro za 2 godziny. 50centów za godzinę pracy. I tym właśnie sposobem zrodził się kolejny pseudonim "50 CENT".
A teraz najlepszy moment w jakim brałem udział. Prośby opiekunki, żebym został i nie odchodził z agencji. Przykro mi bardzo, ale może kiedy indziej. Zadzwońcie do mnie, kiedy nie będę musiał się wstydzić za T&S.